środa, 30 grudnia 2015

Rozdział III

| Od tamtej pory Seitaro widząc już zapamiętane ruchy przeciwnika potrafi bezbłędnie przewidzieć jego ruch, gdy jednak został postawiony przed nowym ruchem starał się zobrazować sobie najprawdopodobniejszy ruch przeciwnika, jednak miał z tym male problemy. Ostatecznie mistrz postanowił wypracować do perfekcji jego Mikoshi a dopiero potem uczyć go jak przewidywać ruchy, których nie zna. 
'Stanę się silniejszy, odzyskam pamięć i dowiem się, gdzie jest moje miejsce'. |



Podczas rannego śniadania cała trójka siedziała przy stole konsumując posiłek.
- I jak ci idzie trening, Satoru?- spytał król biorąc kęs.
- Dobrze- odpowiedział chłopak nie specjalnie chcąc o tym mówić przy Lucy- To dopiero 4 dni, jednak już powoli zauważam efekty treningu.
- Doskonale!- ucieszył się król.
- Ojcze, chciałabym dzisiaj odwiedzić Jago- wtrąciła Lucy nie chcąc słuchać o wspaniałym Seitaro.
- Dobry pomysł, moje dziecko- pochwalił król, po dosłownie chwili wpadł na pewien pomysł- Może zabierzesz ze sobą Satoru i przedstawisz go Jago?- zaproponował a Lucy prawie zakrztusiła się jedzeniem.
- Tato!- zaprotestowała. Biało-włosy nawet nie wiedział kto to Jago, dlaczego miałby go odwiedzać.
- Bez dyskusji- król był nieugięty- Jago również był członkiem naszej rodziny, powinien poznać Satoru.
Wściekła Lucy musiała w końcu przystanąć na prośbę ojca i niedługo po śniadaniu opuścili pałac.
Szli w ciszy, nikt nie odzywał się do drugiej osoby. Seitaro z lekkim zmieszaniem przyglądał się ludziom, którzy ze szczerym uśmiechem witali swoją księżniczkę na ulicy.
'Jago leży w szpitalu?' zdziwił się Seitaro widząc, że zmierzają ku wejściu do szpitala. Udali się na na odpowiedni oddział i weszli do sali, w której leżał Jago. Przykryty po same pachy i z rękoma na zewnątrz. Skóra wydawała się być sina, włosy miały głęboki kolor purpury i podobnie ubarwione były oczy. Ucieszył się na widok Lucy, jednak widząc w drzwiach biało-włosego Seitaro zerwał się z łóżka. Z powodu nagłego wstania i nadal osłabionego organizmu zakręciło mu się w głowię i niemal upadł ale Lucy pomogła mu usiąść z powrotem na łóżku. Seitaro nie do końca wiedząc co to miało znaczyć zatrzymał się w drzwiach.
- Co on tu robi?- spytał z gniewem w głosie patrząc na chłopaka.
- Ojciec kazał mi z nim przyjść, to...
- Znasz mnie?- spytał Seitaro przerywając Lucy. Jago drgnął zdziwiony nie rozumiejąc o co chodzi.
- O co tu chodzi?- spytał patrząc teraz na Lucy. Wyjaśniła mu wszystko w skrócie wg wersji, którą kazał utrzymywać jej ojciec. Gdy skończyła Jago patrzył na chłopaka.
- Co z twoją głową?- spytał- Jeśli byłeś ranny nie powinieneś mieć jakiegoś opatrunku?
- Lekarze mówią, że rana się zagoiła- wyjaśnił chłopak, samemu nie do końca to rozumiejąc. Ciągle myślał nad jego pierwszą reakcją, znał go! Ten cały Jago musiał go poznać.
Fioletowooki Jago nie dowierzał, że tak szybko się zregenerował.
- Co ci się stało?- spytał Seitaro, gdyż właśnie zdał sobie sprawę, że odwiedzili go w szpitalu.
- Jago był na wojnie- odpowiedziała za niego Lucy- Podczas jednej bitwy napotkał przeciwnika odpowiadającego jemu poziomowi siły, może nawet przewyższał- stwierdziła- Nie wiadomo co stało się z tym drugim, jednak Jago został przywieziony do szpitala w krytycznym stanie.
- Ten drugi- zaczął Jago- Tak właściwie to stoi tu z nami- Lucy wpierw zmarszczyła brwi nie do końca rozumiejąc o co chodzi, gdy nagle do niej dotarło. Oczy jak pięć złotych, powoli obróciła głowę i z nutką strachu i nie dowierzania spojrzała na Seitaro. 'To on niemal zabił Jago...?' pomyślała.
- Nie pamiętam, abym z tobą walczył- powiedział Seitaro troche wstrząśnięty tą wiadomością- Prawdę mówiąc niczego nie pamiętam.
- Niemożliwe...- dopiero teraz Lucy była w stanie wydobyć z siebie jakiś dźwięk. Zacisnęła pięści i już chciała wstać, gdy Jago złapał ją delikatnie za nadgarstek. Momentalnie na niego spojrzała, a ten jedynie uspokoił ją spojrzeniem.
- Przykro mi, jeśli prawdą jest to co mówisz- dorzucił Seitaro- Kiedy dokładnie to było?
- Pięć dni temu- odpowiedział Jago. Podobnie jak Lucy już nie trawił biało-włosego, jednak on z natury był bardziej wyrozumiały i grzeczniejszy.
- Strasznie szybko wyzdrowiałeś- zauważył Seitaro.
- Wierz mi, twoje rany również w zastraszającym tempie się zagoiły.
- Moje rany?
- Trafiłeś do nas ranny- powiedziała Lucy od niechcenia- Miałeś wiele ran i straciłeś dużo krwi, jednak twoje ciało zdołało się uleczyć zanim odzyskałeś przytomność.
- Dobre wieści- powiedział Jago, gdy Lucy skończyła zapanowała chwila ciszy- Dzisiaj wychodzę!
- Świetnie, twoja komnata już od dawna na ciebie czeka.
Podczas gdy oni rozmawiali ze sobą, Seitaro przyglądał się Jago, próbując przypomnieć sobie ich walkę- bezskutecznie. Jednak reakcja Lucy... | -Niemożliwe...| i jej przerażony wzrok. 'Jago z pewnością jest silny. Pokonałem go? Nie, to niemożliwe. W końcu to w wyniku tej walki straciłem pamięć, a więc dopadł mnie. '
Po prawie dwóch godzinach czekania w końcu wypisali Jago a Seitaro wraz z Lucy mieli go przyprowadzić do domu. Gdy to zrobili król radośnie go powitał i przez dłuższą chwilę słuchał jego opowieści. W pewnym momencie spojrzał on na Seitaro, i ten domyślił się, że wspomniał mu o tym, że spotkali się na froncie. Westchnął. Czuł się nieswojo wiedząc, że niemal zabił osobę bliską rodzinie, do której po części sam należy. Nie wspominając tego, że o tym nie pamięta.
Nie wiedział dlaczego, ale wyczuwał to, że Jago jest silny. Czuł, że jest najsilniejszy z zebranych tu osób, jednak nie czuł swojej siły. Czuł to w taki sposób, jak ich widział. Skojarzyło mu się, że odziedziczył jakieś geny ojca, może te demoniczne cechy pozwalają mu czuć takie rzeczy?

Minęło kilka dni, do tej pory Seitaro dowiedział się, że Jago był niegdyś uczniem mistrza Mizu, u którego trenuje nasz biało-włosy bohater. Przez ten krótki okres czasu Seitaro znacznie się poprawił. Jak zostało już powiedziane "Tego się nie zapomina" i rzeczywiście tak było. Gdy król dowiedział się o postępach chłopaka bardzo się ucieszył i zaproponował rozegranie krótkiego pojedynku między Jago a Satoru, co nie bardzo się spodobało biało-włosemu. Ostatecznie jednak, nie chcąc się sprzeczać z królem zgodził się. Wiedział, że nie jest jeszcze w pełni sił, spodziewał się również chęci wyrównania rachunków ze strony silniejszego jak narazie Jago. Zdziwiło go jednak, że się nie bał. Nie miał najmniejszych obaw o porażkę, nie z powodu pewności siebie, którą nie grzeszył, po prosu się nie bał.
Ku lekkiemu zawiedzeniu wszystkich, jak się okazało nawet Seitaro, mistrz Mizu stanowczo zaprotestował temu wydarzeniu, upierając się, że Satoru jeszcze nie jest gotowy na pojedynek z kimś na poziome Jago. 'W sumie szkoda' myślał biało-włosy, gdy król w końcu przytaknął na nalegania mistrza 'Chętnie bym się sprawdził'. Do króla przyszedł posłaniec, szepnął mu coś na ucho i po chwili król Reih przeprosił wszystkich, gdyż musiał na chwilę wyjść.
Wszyscy więc zebrali się chcąc udać się do swoich komnat.
- Trochę szkoda, że nie mogliśmy spróbować swoich sił na macie- zaczął sztucznie rozbawiony Jago, nie miał na myśli nic sarkastycznego, po prostu jeszcze nie umiał rozmawiać z Seitaro jak ze zwyczajnym kolegą. Jakiś czas temu niemal zabił go na polu bitwy a teraz mieszka z nim po jednym dachem, je przy jednym stole i uczestniczy w jego życiu.
- Tak- przytaknął Seitaro, czuł się dziwnie nawiązując z nim rozmowę- Mimo słów mistrza sam również byłem ciekaw swoich umiejętności- mówił.
- Wiesz, moglibyśmy wyrwać się na zewnątrz na wolny teren i jednak spróbować- zaproponował. Seitaro idący o krok przed nim zatrzymał się i spojrzał na rozmówce. Jego wzrok był tak samo chłodny jak jego głos. Był taki z natury.
- Mistrz stwierdził, że jest zbyt wysoka różnica poziomów- przypomniał Seitaro.
- Wiem, i rozumiem to- przytaknął nadal zaangażowany Jago, byli już sami od jakiejś chwili- Dostosuję się do ciebie, o ile nie będzie to zbyt niski poziom.- Powiedział to w taki sposób, jakby rzucał mu wyzwanie. 'Nie, on naprawdę rzuca mi wyzwanie' poprawił się w myślach Seitaro.
- Zgoda- odpowiedział po chwili. Jago uśmiechnął się delikatnie, gdyż udało mu się go namówić, na co liczył.
- Idź w takim razie przodem, mam coś pilnego do załatwienia ale zaraz do ciebie dołączę- zapewnił i gdy Seitaro przytaknął ten ruszył szybszym krokiem w swoją stronę.

Seitaro dotarł na pole w ciągu 10 minut, nie zbyt daleko od pałacu. Był już wieczór, słońce niemal już zaszło a na niebie widać było już pierwsze gwiazdy. Czekał tam przez chwilę trzymając drewniany kij. Nie uzgodnili czym będą ze sobą walczyć, jednak nie sądził by była to prawdziwa broń.
Czekał tak i czekał, gdy w końcu zobaczył jakiś ruch od strony pałacu. Odetchnął na myśl, że to już koniec czekania. Gdy jednak Jago się zbliżył coś było nie tak. Jego wzrok i nastawienie były jakieś inne, złowrogie.
- Coś nie tak?- spytał krótko Seitaro obserwując go.
- To twoja broń?- spytał oschle patrząc na drewniany kij, biało-włosy przytaknął- To żadna satysfakcja pokonać cię z takim uzbrojeniem.
'Co zrobić?' zdziwił się Seitaro, gdy ten rzucił mu wąskie ostrze. Dosyć długie, cienkie i ostre. Złapał je i spojrzał nieco zmieszany na Jago. Jego długie purpurowe włosy spięte były do tyłu z wyjątkiem kilku indywidualnych kosmyków, spojrzenie miał skupione i ciężkie.
- Jago...?- odezwał się Seitaro. Jedno wiedział na pewno, nie zapowiadało się na normalny sparing.
- Broń się!- ryknął nacierając na biało-włosego swoim znacznie większym mieczem. Seitaro wytrzeszczył oczy cofając się o dwa kroki i cudem zbijając swoim mieczem jego cięcie.
Sytuacja powtórzyła się jeszcze kilka razy. Jak na razie ruchy Jago były przewidywalne i łatwe do odczytania, jednak nie to się nie podobało Seitaro, a fakt, że Jago atakował na poważnie.
- Co ty...!- niepokoił się Seitaro, walka była coraz to mniej wyrównana, Jago widocznie podwyższał poziom.
Potężne uderzenie mieczem z prawej. Seitaro oczywiście je zablokował, jednak było na tyle silne, że biało-włosy osunął się kilka centymetrów do tyłu. Był na tyle zaskoczony siłą Jago, że zastał się przez te setne sekundy, co wykorzystał atakujący. Doskoczył do Seitaro i wyrzucił go w tył potężnym kopnięciem w brzuch. Seitaro runął na plecy sunąc nimi po ziemi przez chwilę. Gdy się zatrzymał zmuszony był do przeturlania się, gdyż zdeterminowany Jago zaatakował z gory chcąc go zdeptać.
Seitaro wstał i zasypał go serią nieco nieregularnych cięć. Jago mając zbyt wielki i ciężki miecz do tak szybkich bloków zmuszony był do cofnięć i uników.
Jago bacznie obserwował jego ruchy, chcąc zrozumieć schemat zamachnięć i szybko to osiągnął. Przemknął obok jednego cięcia łapiąc biało-włosego za gardło uniósł go nad ziemię.
- Jago...- Seitaro bez skutecznie próbował rozluźnić jego uścisk, był twardy niczym skała.
- Obudź to- powiedział Jago patrząc mu bezpośrednio w oczy. Wzrok nadal miał skupiony. 'Co?' nie rozumiał, lecz nie był w stanie zapytać. Coraz bardziej brakowało mu tchu a widok przed nim coraz to bardziej się rozmazywał. Już miał odpłynąć, jego ciało przestało wierzgać i niemal uleciała z niego cała energia. Gdy Seitaro już zamykał oczy coś się wydarzyło. Jakaś siła rzuciła nim w tył, czemu towarzyszył głośny huk. Seitaro przeturlał się po ziemi i leżał nieruchomo na boku.
Gdy odzyskał przytomność i otworzył oczy nadal widział nieco rozmazany obraz. Zaczął się zastanawiać gdzie Jago i spodziewał się nagłego ataku z którejś ze stron, jednak nic.
Wzrok powrócił a Seitaro wpatrywał się w ciemną postać stojącą nad kimś leżącym na ziemi. To był Jago!
Seitaro wstał, nadal niezauważony przez tajemniczą postać ruszył ku niej. Ktokolwiek stał nad nieprzytomnym Jago, usłyszał jego kroki i obrócił się w jego stronę. Wyglądał jak człowiek, jednak skórę miał ciemno-bordową a oczy żółte. Zaskoczony Seitaro przyglądał mu się, nie zauważył, że zgubił miecz w wyniku tajemniczego rozrzutu.
- Ktoś ty?- spytał.
- Przyszedłem z pomocą, panie- powiedział mężczyzna jakby uradowany widokiem Seitaro, który nie wiedział jak zareagować.
- Co mu zrobiłeś?- spytał patrząc na Jago.
- Nic- odrzekł również na niego patrząc- Miałem go dobić gdy usłyszałem, że pan się obudził- wyjaśnił.
- Pan?- powtórzył Seitaro. Nie czując zagrożenia ze strony gościa zbliżył się do Jago i kucnął przy nim sprawdzając czy żyje, tak było. Bordowo-skóry napastnik nieco się zdziwił zachowaniem Seitaro. Biało-włosy z kolei nie wiedział o co chodzi. Najpierw Jago atakuje go jak wroga, potem pojawia się ten gość i nazywa go swoim Panem. 'O co tu chodzi?' Obudziło to w nim agresję.
- Kim jesteś?- spytał nieco chłodniejszym tonem.
- Nazywam się Alies- powiedział nieco dumnie- Wysłano mnie na misję ratunkową, mam pana odprowadzić do ojca.
- Ojca?- powtórzył Seitaro wstając powoli, nadal tyłem do Aliesa.
- Tak- przytaknął nieco zdezorientowany- Przysłał mnie tu osobiście.
Biało-włosy przypomniał sobie co mówił Król Reih o jego ojcu i owładnął go gniew. Podczas nagłego obrotu uderzył w tors Aliesa swoją lewą, demoniczną ręką rzucając nim kilka metrów w tył.
Głuchy dźwięk opadającego ciała i szmer podczas jego powstania.
- Spokojnie, nie jestem pana wrogiem- mówił nieco zaniepokojny Alies. 'Dziwne, boi się mnie?' myślał, widząc jak cofa się powoli unosząc ręce w pokojowym geście.
- Jeśli naprawdę przysłał cię mój ojciec- zaczął Seitaro- To jesteś moim wrogiem- mówił podchodząc do niego- Nie będę tolerował krzywdzenia moich towarzyszy- ostrzegł mając na myśli Jago, który był już przytomny jednak nadal leżał i słuchał.
- Towarzyszy?
- Ostatni raz podniosłeś rękę na kogoś z nich- powiedział Seitaro idąc w stronę zdezorientowanego Aliesa. Miał pod nogami ciężki miecz Jago. Uniósł go lewą ręką i rzucił się ku niemu biegiem. Szybki zamach z lewej, jednak Alies podskoczył kuląc nogi i stając przez chwilkę na płaszczyźnie miecza odskoczył w tył. Chciał coś powiedzieć, uspokoić sytuację, jednak Seitaro nie dał mu na to czasu zmuszając go do uników niezwykle szybkimi cięciami jak na tak ciężką broń.
Alies nie mając wyboru sięgnął z pazuchę po swoje ostrze, przypominające zwykły miecz, jednak jego czubek był w kształcie rombu.
- Nie jestem tu by walczyć!- mówił Alies blokując ciosy, podczas paniki coraz bardziej unosił się gniewem. Zaryzykował wytrącenie z dłoni Seitaro miecz, co jednak mu się udało i zranił go w ramię szybkim cięciem. Zdziwiony nieuwagą Seitaro nabrał pewności siebie nacierając na niego. Biało-włosy trzymał się za ramie i odskakiwał w tył unikając ciosów. 'Cholera...'.
Został zraniony jeszcze kilka razy; w udo, przedramię i policzek. Teraz Alies już się nie bał a coraz to agresywniej atakował. Buchnął śmiechem.
- I to ma być Książę Urim?!- zakpił. Seitaro zacisnął szczęki w złości. Jedno było pewne, znał go. Alies w mgnieniu oka znalazł się przy nim i trafił go w twarz prawym sierpowym. Uderzenie potężne i ciężkie jak głaz niemal go powaliło, jednak ustał na nogach. Następny był podbródek, którego również nie udało mu się uniknąć. Przystąpił do ofensywy i trafił go lewym sierpem, swoją demoniczną ręką. Jednak ten znów skontrował go uderzając z zewnętrznej. Rzucił nim na bok i przez chwilę Seitaro nie mógł wstać.
- Twój towarzysz tak?- zadrwił spoglądając w stronę leżącego nieopodal Jago, w jego głosie nie brakowało ironii, nie wspominając o braku zwrotu "Pan"- Też mi coś...
Podszedł do niego i stojąc nad Jago uniósł miecz w górę chcąc go dobić. Jago był już gotów by się zerwać w celu własnej obrony, jednak coś mu na to nie pozwoliło. Seitaro powoli podnosił się w miejscu, w którym zostawił go Alies. Zawahał się widząc co Alies zamierza zrobić z Jago. Wyobraził sobie co poczuje Lucy, słysząca o śmierci Jago. Co powie król? Nie, nie mógł na to pozwolić. Zawładnęła nim dziwna siła.
Ostrze Aleisa już runęło w dół, gdy nagle zatrzymało się w połowie drogi. Seitaro stał za plecami Aliesa a jego lewa dłoń wystawała z brzucha demona.
Alies zacisnął zęby ujawniając je, po czym spojrzał przez ramię na biało-włosego.
- Ty...
- Ostrzegałem cie, abyś nie ważył się więcej podnieść ręki na moich towarzyszy- zabrzmiał chłodno Seitaro. Ze skroni ciekła mu krew, w wyniku ciosów Aliesa ciekła ona także z dolnego kącika warg.
Satoru zamachnął się rzucając Aliesem w bok wyrywając przy tym z niego swoją dłoń. Alies przeturlał się po ziemi zostawiając ślady krwi a Seitaro natomiast szedł ku niemu spokojnym krokiem z mieczem Jago w lewej ręce, z której skapywała krew Aliesa. Wzrok miał chłodny i pozbawiony uczuć. Alies dźwignął się na nogi chwiejnie.
Seitaro czuł magiczną energię w mieczu Jago, nie wiedział jak, ale czuł że jego lewe ramie przesiąka tą energią. Miecz wzmocniła delikatna powłoka mroku, na co niekoniecznie czuł wpływ Seitaro.
Alies sięgnął po jakąś błękitną kryształową kulę i zmiażdżył ją w dłoni. Jego przedramiona otoczyła błyskawica, którą walczył niczym łańcuchami.
Seitaro patrzył na jego ruchy. Łańcuch błyskawicy niemal dotknął już twarzy Seitaro. Niespodziewanie ten zniknął z jej lini zasięgu i pojawił się kawałek obok z dala od zasięgu błyskawicy. Powtórzyło się to kilka razy.
- Jak ty...?!- nie dowierzał Alies. Przyjrzał się uważnie i po chwili wytrzeszczył swoje oczy.
Jedno oko Seitaro było inne, jaskrawo niebieskie a czarna źrenica otoczona była różowym okręgiem. Za każdym razem, gdy Seitaro obserwował ruch Aliesa źrenica nieregularnie się modyfikowała.
Analizował ruchy Aliesa z dokładnością większą, niż pozwalało mu na to Mikoshi. Widział jego przyszłe ruchy jakby już się wykonywały, jednak wiedział, że tak nie jest, było to w nieco spowolnionym tempie, choć w rzeczywistości trwało to zaledwie sekundę. Unikając jego błyskawic zbliżał się do niego aż nagle stał tuż przed nim z przymkniętymi oczami. Spojrzał mu w oczy uchylając szerzej powieki i uderzył nim o ziemię łapiąc go wpierw za twarz. Stał nad nim, Alies w wyniku rany wylotowej w brzuchu już się nie podniósł.
- Giń- powiedział Seitaro- Na zawszę usunę plugastwo jakie pozostawiasz na tej ziemi- dokończył i dobił go mieczem.
Po chwili ciszy Seitaro zobaczył, że z kieszeni płaszcza Aliesa wyleciały te same błękitne kryształowe kule, co niedawno dały Aliesowi władzę nad błyskawicą.
Nie zdążył ich jednak wziąć, gdyż jego oczy wnet się zamknęły. Upuścił miecz a ten z brzękiem runął na ziemię, a Seitaro zaraz po nim.

niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział II

| - Witaj chłopcze- mówił- domyślam się jak musi być ci ciężko w związku z brakiem wspomnień- Seitaro spochmurniał- Przejdźmy się, opowiem ci wszystko- wskazał na wyjście.
Biało-włosy był pełen pytań, które nie miały odpowiedzi, król Reih zdawał się być jedyną osobą, która zna na nie odpowiedzi. Nie wiedząc jeszcze, jakim błędem jest zaufanie mu, poszedł z nim zamykając za sobą drzwi. |



Dwadzieścia jeden lat temu Królowa Elinah, o imieniu Sari zakochała się w pewnym demonie, przywódcy gatunku, który dzisiaj z całego serca pragnie zniszczenia Krainy Elinah. 
Trwali w swoim związku w ukryciu przez wiele miesięcy, aż w końcu pewnego dnia Królowa odkryła, że jest w ciąży. 
W strachu starała się ukryć ten fakt przed swoim mężem, władcą Krainy Elinah. Wiedziała ona jednak, że nie zdoła tego ukryć na długo. Brzuch ciężarnej rósł w miarę upływu czasu a ta unikała zarówno kontaktów z mężem jak i ze swoim kochankiem. Władca Krainy Urim nie wiedział, dlaczego jego ukochana przestała się z nim widywać, jako władca nie mógł tak po prostu do niej pójść. Wiadomość o związku Demona Isen z Człowiekiem Virrin zniszczyła by jego reputację i doprowadziła do zguby. 
Któregoś dnia Królowa postanowiła spotkać się z kochankiem raz jeszcze, po raz ostatni. Umówili się nad stawem w lesie i tam wyznała mu, że jest brzemienna. Seisun był wniebowzięty tą wiadomością, jednak pech sprawił, że tym ostatnim razem Król postanowił pójść za swoją zdradliwą żoną. Dowiedział się o wszystkim i przegoniwszy Władcę Demonów zaprowadził żonę do domu. 
Królowa urodziła syna, o śnieżno-białych włosach. Równanie dwóch stron dało mu życie, lecz odebrało je matce dziecka. Gdy Seisen się o tym dowiedział postanowił odebrać siłą swoje dziecko, najeżdżając Elinah i w wyniku niespodziewanego ataku porwał niemowlę. Wychowany wśród bestii, trwało to do dnia, w którym dane mu było powrócić do swojego domu, do Elinah. Nazywał się on Seitaro.
- To prawda...?- spytał biało-włosy, gdy Król Reih skończył swą opowieść. 
- Inaczej nie opowiedziałbym Ci tej historii- zapewnił król- Twój ojciec jest potworem, uwiódł twoją matkę by zapoczątkować konflikt pomiędzy naszymi krainami. Cieszę się, że wróciłeś do domu, mój chłopcze- poklepał go delikatnie po plecach- Twoja matka była bardzo oddana swojej krainie, zwiedziona przez twego ojca zbłądziła, jednak chciałaby abyś zastąpił ją w obowiązku ochrony i dobra wobec królestwa.
Seitaro wpatrywał się w jeden punkt na podłodze, wstał po chwili i stanął przy wielkim oknie.
- Nie pamiętam kim jestem, nie wiem czy to co mówisz jest prawdą- obrócił się przodem do króla i spojrzał na niego z chłodem w oczach- Czuję w sobie siłę, wiem, że jestem wart więcej niż pokazałem to na sparingu z pańską córką. Obudzę to w sobie i wtedy osobiście stanę naprzeciw każdemu kto zechce zakłócić porządek tej krainy. 
Król czuł, że dopiął swego. Był wobec tego pewny. W oczach chłopca widział nienawiść, jednak opanowany. Widział i czuł narastający w chłopcu chłód. Przeciwieństwem była Lucy, starsza i przyszywana siostra Seitaro, której oczy zdawały się płonąć gdy odczuwała gniew. 'Czyżbyś odziedziczył żywioł wody, po matce?' pomyślał król. 

- Witam- ukłonił się nieco starszy pan stojąc wraz z królem przed niczego nie rozumiejącym Seitaro i Lucy. 
- Z całym szacunkiem ojcze, co on tutaj robi?- spytała Lucy zastanawiając się, co Seitaro robi podczas jej treningu z mistrzem. 
- Satoru był wojownikiem podczas pobytu u naszego wroga- tłumaczył król- wnioskując po jego tamtejszym stroju był kimś w rodzaju przywódcy. To by oznaczało, że jego umiejętności są rozwinięte na naprawdę wysokim poziomie- zauważył- Jednakże w wyniku amnezji nie jest o tym do końca pewny. Takich rzeczy się jednak nie zapomina. Twój mistrz ma za zadanie wykrzesać z niego jego talent bojowy. 
- A co z moim treningiem?!- oburzyła się.
- Będziesz kontynuować trening swoich umiejętności, jednak twoim patronem od dziś będzie mistrz Shan.
- Nie chcę mistrz Shana!- Lucy kipiała ze wściekłości, jednak widząc surowe spojrzenie ojca przestała pyskować- Tak jest- warknęła. Obdarzyła niewinnego Satoru nienawistnym spojrzeniem i w gniewie wyszła z sali treningowej. 
- Mogła trenować ze mną- zauważył biało-włosy. 
- Aby jak najszybciej przypomnieć ci tajniki walki muszę skupić się bezpośrednio na tobie- wyjaśnił mistrz- Prawdopodobnie zajmie nam to dużo czasu, zaczynajmy więc. 
Król zostawił ich trenujących i sam udał się do komnaty córki. 
- Lucy- zawołał jej imię zamykając za sobą drzwi jej komnaty, zauważył wtedy, że dziewczyna stoi przy oknie. Westchnął i podszedł do niej. 
- Dlaczego ten wybryk natury nagle zajął moje miejsce w niemal każdej sytuacji?- spytała. 
- Nie zajął twojego miejsca- poprawił- Bardzo ważne jest, byśmy mogli wykorzystać go przeciwko Isenom, czyż nie chciałaś aby ta wojna skończyła się jak najszybciej?
- Masz zamiar go okłamywać do momentu aż zginie na polu bitwy czy aż sama wróci mu pamięć?- poirytowała się czerwonowłosa patrząc na ojca. 
- Tak długo, jak będzie to konieczne- powiedział- Wiesz, że kocham cię nad życie. Ten chłopak ma we krwi geny zarówno narodu Virrinów, jak i Isenów. To niepowtarzalna szansa uzyskania tajnej broni przeciwko tym gadom.
- Wiesz, że sama mogłabym pokazać na co mnie stać na froncie, nie potrzebujemy tego bękarta.
- Ty jesteś mi potrzebna, bym miał komu powierzyć tron gdy umrę- sprostował ją unosząc się dumnie- Co mi po potomkini rodu Virrinów, jeśli umrze na polu bitwy niczym zwykły szeregowiec? Słyszałem o tym chłopaku- powiedział nieco ciszej- Mając już 16 lat został pierwszy raz wysłany na pole bitwy i dotąd przegrał tylko jedną bitwę.
- Tę w której stracił pamięć...- sama dokończyła Lucy- No dobrze, i tak nie mam nic do gadania, ale jeśli coś pójdzie nie tak, nie mów, że cię nie ostrzegałam. 
- Nic nie pójdzie nie tak- powiedział król lekko roześmiany. Objął ręką córkę i przytulił ją do siebie a ta objęła go i uścisnęła. Wiedziała, że musi pilnować, by sprawy nie poszły za daleko. Jeśli Satori w jakikolwiek sposób będzie zagrażał jej ojcu czy krainie Elinah, własnoręcznie go zabije. 

- Ah!- jęknął Satoru, gdy ponownie oberwał kijem po głowie. Wykonał już chyba 15 różnych ataków i każdym trafił ucznia. 
- Skup się na moich ruchach, a nie na tym jak się ustawić by dostać po głowie- upomniał go mistrz. 
- Ale ja właśnie to robię, skupiam się na pana ruchach- odpowiedział chłopak. Mistrz patrzył na niego przez chwilę. Jak nikt znał się na sposobie walki demonów Isen. Dzielą się oni na kilka kategorii. Mistrz miał już swoją teorię co do formy walki Satoru, musiał to jedynie sprawdzić. 
Nie mówiąc o tym Satoru kazał mu się przygotować i przez następne 20 sekund wykonywał tylko i wyłącznie te ruchy, których używał do tej pory. 
Seitaro przyglądał się mistrzowi. Zauważył, że forma jego postawy i ruchów zostały już raz użyte. 'Spróbuje zaatakować z góry' pomyślał. W jego głowie już ułożył się obraz atakującego mistrza, widział dokładnie jak będzie to wyglądać 'Nie mogę się mylić' wykonał płynny unik i od razu dostrzegł zmianę w ruchach mistrza. Jego mózg już zobrazował mu następny ruch atakującego i Seitaro płynnie i bezproblemowo zdołał zablokować uderzenie. 
- Niesamowite...- podsumował mistrz- Posługujesz się techniką zwaną Mikoshi* polegającą na bezbłędnym przewidywaniu ruchów- wyjaśnił mistrz- To nowa technika opracowana przez Seisuna, władcy Krainy Urim- dodał. Na dźwięk tego imienia w Seitaro wzrosło dziwne uczucie, nieznane mu dotąd- Jej działanie jest nie do końca zrozumiałe. Gdy zobaczysz ruch przeciwnika, drugi raz nie dasz się mu zaskoczyć. Jeśli jego postawa, sposób ruchu lub zachowania będą takie jak przy użyciu tamtego ataku, twój mózg dosłownie zobrazuje ci jaki ruch wykona twój przeciwnik.
- Jak to?
- Nie poznałem tego na sobie, jednak z naszych źródeł wiem, że zobaczysz to tak, jakby faktycznie się to odbywało, zanim to się stanie. Ma to jednak swoją wadę.
- Wadę?- zdziwił się chłopak.
- Na obecnym poziomie jesteś w stanie przewidzieć ruchy przeciwnika, nawet jeśli widziałeś je tylko raz. Walcząc z przeciwnikiem nie możesz jedynie polegać na tym, że zdołasz najpierw się mu przyjrzeć, musisz nauczyć rozpoznawać możliwe ruchy za pomocą pierwszego drgnięcia mięśni. Za pomocą pierwszego drgnięcia przeciwnika.
- Jak to osiągnę?- spytał Seitaro, na nowo poznając chęć stania się silniejszym. 
- Pomogę ci w tym- zapewnił mistrz- Kontynuujmy.
Od tamtej pory Seitaro widząc już zapamiętane ruchy przeciwnika potrafi bezbłędnie przewidzieć jego ruch, gdy jednak został postawiony przed nowym ruchem starał się zobrazować sobie najprawdopodobniejszy ruch przeciwnika, jednak miał z tym male problemy. Ostatecznie mistrz postanowił wypracować do perfekcji jego Mikoshi a dopiero potem uczyć go jak przewidywać ruchy, których nie zna. 
'Stanę się silniejszy, odzyskam pamięć i dowiem się, gdzie jest moje miejsce'.

Rozdział I

Cisza, nieprzerwana cisza otaczała biało-włosego. Leżal w łóżku, którego nie znał, spoglądał w stronę okna, widok którego nie znał. Po chwili do sali weszła kobieta w białym fartuchu, o lśniących blond włosach- nie znał jej. Pielęgniarka zobaczyła zbudzonego pacjenta i wnet obróciła się na pięcie wychodząc z sali, by po chwili znów pojawić się w drzwiach w towarzystwie dwóch lekarzy.
- Witam, nazywam się Leuu i opatrzyłem twoje rany- mówił jeden z nich ciepłym głosem z uśmiechem na twarzy- Jak się pan czuje?
- Gdzie ja... jestem?- usłyszał głos, którego nie znał, jego głos!
- W szpitalu w mieście Flor- odpowiedział od razu drugi- Proszę odpowiedzieć, jak się pan czuje?- dopytywał trzymając w ręku teczkę z wynikami badań i długopis.
- Ja...- przybrał pozycję siedzącą wyciągając ręce spod kołdry, jego zdziwiony wzrok spoczął na jego lewej ręce, która w przeciwieństwie od reszty ciała była ciemno bordowa a jej palce zakończone nieco dłuższymi paznokciami w szpic- Co mi jest...?- spytał niepewnie. Lekarze nie odpowiedzieli mu na pytanie szepcąc coś między sobą, podczas gdy chłopak poruszał ręką.
- Przepraszam, czy potrafi Pan odpowiedzieć na pytanie, jak ma Pan na imię?- odezwał się w końcu lekarz. Chłopak przeniósł wzrok z ręki na doktora i otworzył usta by odpowiedzieć i już miał wydobyć z siebie jakiś dźwięk, gdy nagle to zrozumiał.
- Moje imię...- spytał cicho jakby sam siebie znów patrząc na swoje ręce zastanawiając się, kim jest. Zaczął myśleć nad wszystkim, przypomnieć sobie jakąśkolwiek sytuacje z życia, jego imię lub cokolwiek. Nic.
- Proszę odpocząć, za niedługo ktoś do Pana przyjdzie- powiedział grzecznie lekarz, po czym wyszedł.
Chłopak powoli przerzucił wzrok na okno, na błękitne niebo przyozdobione kilkoma śmietankowo białymi chmurami. Nie pamiętał tego widoku.
Po ponad godzinie czasu leżenia w łóżku i mętliku w głowie, co zapoczątkowało jej ogromny ból, udał się do toalety. Gdy po załatwieniu sprawy stanął przy umywalce by umyć ręce spojrzał w zawieszone przed sobą lustro i zamarł. Widział w nim młodego chłopaka, blada karnacja, śnieżno białe włosy i szare oczy. Nie poznawał siebie. Palcami dłoni powoli jeździł po twarzy, po nosie, po ustach.
- Kim ja jestem?- spytał cicho, zwrócił uwagę na bandaż owinięty wokół głowy. Złapał się za jej tył i wymacał opatrunek- Co mi się stało...?

- Przepraszam...- odezwał się, gdy już chwilę po sali kręciła się pielęgniarka, spojrzała na niego pytająco- Co mi się stało?
- Doznał pan urazu głowy- wyjaśniła ciepło- Niestety nie mogę nic panu więcej powiedzieć, gdyż nie jestem lekarzem, proszę zapytać gdy przyjdzie.
- Jak mam na imię?- spytał cicho ze spuszczoną głową, cień zasłaniał jego oczu.
- Słucham?- niedosłyszała.
- Jak... się nazywam?- powtórzył. Pielęgniarka patrzyła na niego przez chwilę a w jej sercu narastał żal wobec tego chłopaka.
- Gdy pana przywieźli, miał pan na szyi naszyjnik z imieniem "Seitaro"- powiedziała- Najprawdopodobniej to Pańskie imię.
- Seitaro...- powtorzył cicho, to imię nic mu nie mówiło. Pielęgniarka nie mając pojęcia co więcej powiedzieć wyszła z sali.
W ciągu dwóch następnych dni lekarze biegali wokół niego, zadawali pytania na które nie znał odpowiedzi i uspokajali, że luki w pamięci są przejściowe.

-  Ten nowy chłopak z sali 108- spytał król krainy Elinah, który po usłyszeniu wiadomości i owym pacjencie postanowił zobaczyć go osobiście- Czy to prawda, że jego ciało jest...
- Na to wychodzi- wtrącił się lekarz wiedząc co król chce powiedzieć, choć po chwili otrzymał karcące spojrzenie za przeszkodzenie sobie- Jego prawe ramie odpowiada formie i budowie demonom z gatunku Isen.
- Został znaleziony na polu bitwy i nie jest to Virrin, czemu zatem został tu sprowadzony i obdarzony opieką medyczną?- spytała księżniczka Lucy, piękna czerwonowłosa dziewczyna, która przybyła wraz z ojcem.
- Odkryliśmy to dopiero po przyjęciu go do kliniki, ciekawostką jest to, że w wyniku doznania urazu głowy chłopak dostał amnezji- mówił lekarz- Nie pamięta nic z poprzedniego życia.
- Ah tak... mamy po swojej stronie mieszańca, nie pamiętającego kim jest- powiedział król, coraz bardziej się zachwycając- Nakładam na was obowiązek doprowadzenia go do pełnego zdrowia fizycznego i informowaniu mnie o jego stanie- rozkazał.
- To nie byle jaki mieszaniec- powiedział Toru, który chwilę temu wszedł do sali- To syn niejakiego Seisuna- To imię wzbudziło w królu nieprzyjemne dreszcze.
- A więc gościmy u siebie syna sławnego Seisuna, który splugawił oba nasze narody dając temu życie...
- Panie ordynatorze!- do gabinetu wbiegł jeden z lekarzy, ukłonił się królowi i zwrócił do dyrektora- Ten chłopak ze 108...- mówił zdyszany po biegu. Wszyscy rozszerzali swe oczy myśląc, iż chłopak podjął próbę ucieczki. Wszyscy wybiegli za lekarzem i wpadli do sali 108. Tam jednak zamiast ogarniętego furia mieszańca zobaczyli, iż nadal on leży w swoim łóżku, zdziwiony nagłą wizyta tylu osób, był on jednak bez opatrunku na głowie.
- Pielęgniarka chciała zmienić mu opatrunek- mówił lekarz po części przerażony, po części zachwycony- Nie ma śladu po obrażeniu w tylnej części głowy.
- Słucham?- zdziwił się ordynator.
Seitaro dawno przestał ich słuchać, czy obserwować. Jego wzrok spoczął na czerwonowłosej księżniczce, która również przyglądała się chłopakowi, w jej spojrzeniu jednak nie tkwiło zdziwienie a raczej odraza i zarazem ciekawość.
W ciągu następnych 2 dni chłopak upuścił szpital. Dostał jakieś ubrania, białe buty i spodnie a na górze biały płaszcz z niebieskimi naszywkami symbolizujący rasę Virrin.
Odebrał go posłaniec, który miał za zadanie zaprowadzić go do króla, który pilnie chciał z nim rozmawiać.
- Tato proszę cię, to zły pomysł!- upierała się Lucy, siedząc z ojcem w komnacie przyjęć.
- Przestań!- skarcił ją- Musimy go mieć po swojej stronie a to jedyne wyjście...- rozmowę przerwało pukanie do drzwi, przez które po chwili wszedł posłaniec. Zaprosił biało-włosego do środka i wychodząc zamknął drzwi.
Nieco zmieszany chłopak patrzył po obu postaciach w pokoju.
- Seitaro!- zabrzmiał król wstając i rozprostowując ręce w powitalnym geście- Witaj w domu, chłopcze.
Chłopak z lekka rozszerzył powieki. 'Dom...' pomyślał. Król podszedł do niego i obejmując go ręką zaprowadził pod wielkie okno obejmujące niemal całą ścianę. Widok z tego okna obejmował całe miasto Flor.
- Wiem, że czujesz się trochę nieswojo- zaczął król- Lekarz mówił, iż twoje problemy z pamięcią mogą długo nie minąć- gdy to mówił dotarli już na gościnną kanapę przy której stała Lucy, usiadła dopiero wraz z nimi- Najważniejsze, że wróciłeś i teraz już wszystko będzie dobrze.
- Kim ja jestem?- pierwsze pytanie, które męczyło go odkąd się obudził w szpitalu.
- Nazywasz się Seitaro, mój chłopcze- mówił król ojcowskim tonem- Mówią na Ciebie też Satoru* . Opowiem ci całą historię, jednak najpierw proponuję udać się na ucztę powitalną, na cześć twojego powrotu.
- Mojego powrotu?- powtórzył wolno- Gdzie byłem?
- Wszystko w swoim czasie, drogi Satoru- uspokoił go król- Chodźmy najpierw zjeść.
Prowadzeni przez króla szli długim korytarzem w stronę ogromnych drzwi. Król Reih jest wysokim, masywnym mężczyzną z brązową brodą i dłuższymi, elegancko uczesanymi włosami.
Gdy weszli do środka wszyscy przy długim, nakrytym stole wstali i patrzyli na rodzinę królewską. Zajęli swoje miejsca i słuchali słów króla.
- Moi kochani- zaczął- Dziś świętujemy powrót dawno zaginionego członka rodziny królewskiej Virrinów! Niedługo po urodzeniu siłą odebrany rodzicom zaginął, jednak dziś wrócił do domu!- gdy wypowiadał te słowa Seitaro patrzył na niego szerokimi oczami. 'To prawda?'- Wypijmy dziś, za ten cud!
Uczta ciągnęła się w nieskończoność, wszyscy rozmawiali i obrzucali Seitaro dziwnymi spojrzeniami. Chłopak spróbował jednej potrawy, jednak od razu go cofnęło, więc nie ruszył już nic więcej nie chcąc zachować się nieodpowiednio.
- Powiedz nam Satoru- odezwał się jeden z obecnych- Co się z tobą działo przez te 20 lat?
- Ja...
- Drogi Hurimie, chłopak doznał urazu głowy i amnezji, nie oczekuj od niego informacji o jego dotychczasowym życiu- upomniał go król.
- No dobrze, słyszałem jednak, że został on odnaleziony na polu bitwy- mówił dalej ten sam- Oznacza to, że jest wojownikiem. Może uczyniłbyś nam ten zaszczyt i zademonstrował się w walce?
- Nie pamiętam abym był wojownikiem- odpowiedział chłopak, zarówno głos jak i spojrzenie miał z lekka chłodne.
- Świetny pomysł!- ku zdziwieniu chłopaka król ucieszył się na ten pomysł- Urządźmy mały sparing!
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł- próbował się wycofywać- Kto zresztą miałby zostać moim przeciwnikiem?
- Myślę, że rozsądnym byłoby postawić przed tobą Lucy- powiedział z uśmiechem gestykulując w stronę księżniczki. Chłopak patrzył na nią zmieszany lecz ona nie okazała żadnego uczucia prócz zażenowania.
- Nie będę walczył z kobietą- stwierdził.
- Jaki dżentelmen- prychnęła na tyle cicho, że chyba nikt jej nie usłyszał.

Ostatecznie zdecydowano się dokonać sparingu, mimo braku chęci obu sparingujących.
Po uczcie udano się do komnaty treningowej gdzie Seitaro zdjął swój płaszcz zostając w białych spodniach i czarnej bluzce z długim rękawem.
Był przystojnym chłopakiem o bardzo atrakcyjnej budowie ciała. Aksamitne białe włosy i szare oczy dopasowujące się do śniadej karnacji dodawały mu urody.
Księżniczka wybrała swoją broń w postaci drewnianego kija. Seitaro stał chwilę przed wyposażeniem zastanawiając się co wziąć. Nie wiedział czym walczył do tej pory i jaki był z niego wojownik. Ostatecznie zdecydował się na tę samą broń co czerwonow-włosa i obaj stanęli na środku dosyć dużej maty treningowej naprzeciwko siebie by na znak rozpocząć pojedynek.
- Walczycie do czasu uzyskania przez jednego z was 3 punktów, zdobędziecie je powalając przeciwnika, powodzenia!- król machnął ręką.
Lucy niczym torpeda natarła na Seitaro z szybkością jakiej się nie spodziewał. Koniec kija przeciął powietrze nad głową chłopaka, gdyż ten zdążył w porę się uchylić jednak dziewczyna w tym czasie już zdążyła wykonać obrót o 360 stopni i pchnęła go drugim końcem kija w brzuch powalając na plecy na ziemię. Chłopak załapał się za bolący brzuch i z wyrazem bólu na twarzy podniósł się z maty. 'Jest wobec mnie bezwzględna... Gdybym tylko wiedział jak tym walczyć' myślał.
Lucy zdobyła pierwszy punkt i po chwili dostali sygnał do ponownego rozpoczęcia walki.
Seitaro krótkim zamachem natarł na nią od prawej, ta jednak z ponownym obrotem zablokowała go i przystąpiła do ponownego ataku. Było to dziwne, gdyż Seitaro zauważył identyczność ruchów jak przy jej poprzednim ataku. Spodziewał się w którym miejscu nastąpi atak, nie wiedział jak ale wyczytał to z jej mowy ciała. Udało mu się płynnie uskoczyć w bok i wykonać swój atak, jednak już po chwili kij Lucy zawrócił i podciął mu nogi powalając na ziemię.
- 2 punkty dla Lucy- ogłosił król dumny ze swojej córki. Seitaro ponownie wstał.
- Nie obchodzi mnie, czy umiesz walczyć- powiedziała z pogarda w głosie- Zawsze daję z siebie wszystko. Seitaro patrzył jej w oczy, były pomarańczowe i przypominały żarzący się żar.
'Skup się' myślał obserwując ruchy jej ciała. Wykonała szybkie uderzenie od jego lewej. Nie mając czasu na unik odruchowo zasłonił się swoim lewym ramieniem. Kij połamał się na nim lecz siła z jaką uderzyła sprawiła, że pękł materiał obnażając bordowe przedramię. Lucy zawahała się widząc je, co wykorzystał Seitaro podcinając jej nogi, zdobywając tym samym punkt. Spojrzał na swoje ramie, nadal nie poznał odpowiedzi dlaczego nie jest normalne, jednak poczuł to dziwne uczucie podczas uderzenia. Nie ból, ale jakby zasłonił się mięsistą tarczą. Mięśnie tej ręki były niezwykle twarde jak i skóra. Lucy wstając ponownie powaliła go na ziemie zdobywając trzeci punkt.
- Przegrałeś- powiedział stojąc nad nim, rzuciła pogardliwym spojrzeniem na jego ramię i odwróciła się w stronę zadowolonego nią ojca i zebranych- Jeśli pozwolisz ojcze, udam się do swojej komnaty. Po uzyskaniu zgody wyszła z sali. Seitaro wstał czując na sobie ich spojrzenia, choć król uśmiechał się serdecznie. Westchnął, wciąż mając przed oczami nienawistne spojrzenie Lucy.

Seitaro był w swojej komnacie, siedząc na skraju swojego łóżka. Podwinął rękaw zmienionej już bluzki i obserwował swoje ramie, myśląc czym tak naprawdę jest. Przyglądał się innym ludziom, lekarzom w szpitalu, ludziom na ulicy i mieszkańcom pałacu króla, nikt nie miał podobnych rąk.
Usłyszał otwieranie drzwi, wyszedł z łazienki i zobaczył szukającego go króla. Stanął w ciszy czekając na jakąś wypowiedź gościa.
- Witaj chłopcze- mówił- domyślam się jak musi być ci ciężko w związku z brakiem wspomnień- Seitaro spochmurniał- Przejdźmy się, opowiem ci wszystko- wskazał na wyjście.
Biało-włosy był pełen pytań, które nie miały odpowiedzi, król Reih zdawał się być jedyną osobą, która zna na nie odpowiedzi. Nie wiedząc jeszcze, jakim błędem jest zaufanie mu, poszedł z nim zamykając za sobą drzwi.

środa, 23 grudnia 2015

Prolog

- Przyszedł...- wydusiła zbyt wyczerpana na zdumienie Lucy opierając się o najmniej bolące kolano. Dotychczasowa walka była niemal niemożliwa do utrzymania, jednak udało im się wytrwać.
- Nareszcie...- sapnął z nieznaczną ulgą Domi również ledwo stojąc na nogach.
Szaro-włosa postać szła spokojnym, niezakłóconym krokiem. Cień padał na jego czoło i oczy, wyraz twarzy zimny jak i jego spojrzenie.
Zatrzymał się gdy minął już dwóch towarzyszy, Lucy i Domiego, a ci wpatrywali się na niego. Czarny strój z czarnymi, matowymi opancerzeniami, cienkimi dostowanymi do ciała, jednak wytrzymałymi. Do tego narzucony na ramiona biąły płaszcz z niebieskimi miejscami a na plecach widniał potężny, nieregularny miecz, prawie tak wielki jak on był wysoki.
- Cieszę się, że nic wam nie jest- powiedział spokojnym tonem, kilkadziesiąt Virinów już biegło w ich stronę by dobić dotychczasowych przeciwników i obalić nowo przybytego- Opatrzcie swoje rany, wszystkim się już zajmę.
Lucy i Domi nic nie odpowiedzieli przez dłuższą chwilę, aż Domi skinął głową z pomrukiem.
- Dobrze, że już jesteś- dodał. Szaro-włosy młodzieniec spojrzał na nich z lekka przez ramie.
- Pomożemy wam!- podbiegło jeszcze kilku wojowników, którzy pomogli im się zebrać.
- Ruszajcie!- polecił pewnie. Domi pomógł wstać Lucy i powoli ruszyli w stronę, skąd przybyło wsparcie.
- Pomożemy Panu- powiedział niemal najmłodszy z jego ludzi.
Szaro-włosy patrzył spokojnie przed siebie, na zbliżający się oddział wroga. Flegmatycznie złapał za rękojeść miecza prawą ręką, drugą zaś odpiął ostrze by je uwolnić. Trzymał je luźno, skierowane po ukosie w dół, by po chwili rzucić się biegiem na przeciwników, aktywując swoje pełne Isunao.













Witam, rozumiem brak rozumienia czegokolwiek, jednak nie zniechęcajcie się, prolog jest przeskokiem na końcowe wydarzenia historii, od następnego rozdziału wszystko stanie się jaśniejsze :) 
Dziękuje za czytanie i od przyszłych rozdziałów liczę na opinie w komentarzach :)