środa, 23 grudnia 2015

Prolog

- Przyszedł...- wydusiła zbyt wyczerpana na zdumienie Lucy opierając się o najmniej bolące kolano. Dotychczasowa walka była niemal niemożliwa do utrzymania, jednak udało im się wytrwać.
- Nareszcie...- sapnął z nieznaczną ulgą Domi również ledwo stojąc na nogach.
Szaro-włosa postać szła spokojnym, niezakłóconym krokiem. Cień padał na jego czoło i oczy, wyraz twarzy zimny jak i jego spojrzenie.
Zatrzymał się gdy minął już dwóch towarzyszy, Lucy i Domiego, a ci wpatrywali się na niego. Czarny strój z czarnymi, matowymi opancerzeniami, cienkimi dostowanymi do ciała, jednak wytrzymałymi. Do tego narzucony na ramiona biąły płaszcz z niebieskimi miejscami a na plecach widniał potężny, nieregularny miecz, prawie tak wielki jak on był wysoki.
- Cieszę się, że nic wam nie jest- powiedział spokojnym tonem, kilkadziesiąt Virinów już biegło w ich stronę by dobić dotychczasowych przeciwników i obalić nowo przybytego- Opatrzcie swoje rany, wszystkim się już zajmę.
Lucy i Domi nic nie odpowiedzieli przez dłuższą chwilę, aż Domi skinął głową z pomrukiem.
- Dobrze, że już jesteś- dodał. Szaro-włosy młodzieniec spojrzał na nich z lekka przez ramie.
- Pomożemy wam!- podbiegło jeszcze kilku wojowników, którzy pomogli im się zebrać.
- Ruszajcie!- polecił pewnie. Domi pomógł wstać Lucy i powoli ruszyli w stronę, skąd przybyło wsparcie.
- Pomożemy Panu- powiedział niemal najmłodszy z jego ludzi.
Szaro-włosy patrzył spokojnie przed siebie, na zbliżający się oddział wroga. Flegmatycznie złapał za rękojeść miecza prawą ręką, drugą zaś odpiął ostrze by je uwolnić. Trzymał je luźno, skierowane po ukosie w dół, by po chwili rzucić się biegiem na przeciwników, aktywując swoje pełne Isunao.













Witam, rozumiem brak rozumienia czegokolwiek, jednak nie zniechęcajcie się, prolog jest przeskokiem na końcowe wydarzenia historii, od następnego rozdziału wszystko stanie się jaśniejsze :) 
Dziękuje za czytanie i od przyszłych rozdziałów liczę na opinie w komentarzach :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz