niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział I

Cisza, nieprzerwana cisza otaczała biało-włosego. Leżal w łóżku, którego nie znał, spoglądał w stronę okna, widok którego nie znał. Po chwili do sali weszła kobieta w białym fartuchu, o lśniących blond włosach- nie znał jej. Pielęgniarka zobaczyła zbudzonego pacjenta i wnet obróciła się na pięcie wychodząc z sali, by po chwili znów pojawić się w drzwiach w towarzystwie dwóch lekarzy.
- Witam, nazywam się Leuu i opatrzyłem twoje rany- mówił jeden z nich ciepłym głosem z uśmiechem na twarzy- Jak się pan czuje?
- Gdzie ja... jestem?- usłyszał głos, którego nie znał, jego głos!
- W szpitalu w mieście Flor- odpowiedział od razu drugi- Proszę odpowiedzieć, jak się pan czuje?- dopytywał trzymając w ręku teczkę z wynikami badań i długopis.
- Ja...- przybrał pozycję siedzącą wyciągając ręce spod kołdry, jego zdziwiony wzrok spoczął na jego lewej ręce, która w przeciwieństwie od reszty ciała była ciemno bordowa a jej palce zakończone nieco dłuższymi paznokciami w szpic- Co mi jest...?- spytał niepewnie. Lekarze nie odpowiedzieli mu na pytanie szepcąc coś między sobą, podczas gdy chłopak poruszał ręką.
- Przepraszam, czy potrafi Pan odpowiedzieć na pytanie, jak ma Pan na imię?- odezwał się w końcu lekarz. Chłopak przeniósł wzrok z ręki na doktora i otworzył usta by odpowiedzieć i już miał wydobyć z siebie jakiś dźwięk, gdy nagle to zrozumiał.
- Moje imię...- spytał cicho jakby sam siebie znów patrząc na swoje ręce zastanawiając się, kim jest. Zaczął myśleć nad wszystkim, przypomnieć sobie jakąśkolwiek sytuacje z życia, jego imię lub cokolwiek. Nic.
- Proszę odpocząć, za niedługo ktoś do Pana przyjdzie- powiedział grzecznie lekarz, po czym wyszedł.
Chłopak powoli przerzucił wzrok na okno, na błękitne niebo przyozdobione kilkoma śmietankowo białymi chmurami. Nie pamiętał tego widoku.
Po ponad godzinie czasu leżenia w łóżku i mętliku w głowie, co zapoczątkowało jej ogromny ból, udał się do toalety. Gdy po załatwieniu sprawy stanął przy umywalce by umyć ręce spojrzał w zawieszone przed sobą lustro i zamarł. Widział w nim młodego chłopaka, blada karnacja, śnieżno białe włosy i szare oczy. Nie poznawał siebie. Palcami dłoni powoli jeździł po twarzy, po nosie, po ustach.
- Kim ja jestem?- spytał cicho, zwrócił uwagę na bandaż owinięty wokół głowy. Złapał się za jej tył i wymacał opatrunek- Co mi się stało...?

- Przepraszam...- odezwał się, gdy już chwilę po sali kręciła się pielęgniarka, spojrzała na niego pytająco- Co mi się stało?
- Doznał pan urazu głowy- wyjaśniła ciepło- Niestety nie mogę nic panu więcej powiedzieć, gdyż nie jestem lekarzem, proszę zapytać gdy przyjdzie.
- Jak mam na imię?- spytał cicho ze spuszczoną głową, cień zasłaniał jego oczu.
- Słucham?- niedosłyszała.
- Jak... się nazywam?- powtórzył. Pielęgniarka patrzyła na niego przez chwilę a w jej sercu narastał żal wobec tego chłopaka.
- Gdy pana przywieźli, miał pan na szyi naszyjnik z imieniem "Seitaro"- powiedziała- Najprawdopodobniej to Pańskie imię.
- Seitaro...- powtorzył cicho, to imię nic mu nie mówiło. Pielęgniarka nie mając pojęcia co więcej powiedzieć wyszła z sali.
W ciągu dwóch następnych dni lekarze biegali wokół niego, zadawali pytania na które nie znał odpowiedzi i uspokajali, że luki w pamięci są przejściowe.

-  Ten nowy chłopak z sali 108- spytał król krainy Elinah, który po usłyszeniu wiadomości i owym pacjencie postanowił zobaczyć go osobiście- Czy to prawda, że jego ciało jest...
- Na to wychodzi- wtrącił się lekarz wiedząc co król chce powiedzieć, choć po chwili otrzymał karcące spojrzenie za przeszkodzenie sobie- Jego prawe ramie odpowiada formie i budowie demonom z gatunku Isen.
- Został znaleziony na polu bitwy i nie jest to Virrin, czemu zatem został tu sprowadzony i obdarzony opieką medyczną?- spytała księżniczka Lucy, piękna czerwonowłosa dziewczyna, która przybyła wraz z ojcem.
- Odkryliśmy to dopiero po przyjęciu go do kliniki, ciekawostką jest to, że w wyniku doznania urazu głowy chłopak dostał amnezji- mówił lekarz- Nie pamięta nic z poprzedniego życia.
- Ah tak... mamy po swojej stronie mieszańca, nie pamiętającego kim jest- powiedział król, coraz bardziej się zachwycając- Nakładam na was obowiązek doprowadzenia go do pełnego zdrowia fizycznego i informowaniu mnie o jego stanie- rozkazał.
- To nie byle jaki mieszaniec- powiedział Toru, który chwilę temu wszedł do sali- To syn niejakiego Seisuna- To imię wzbudziło w królu nieprzyjemne dreszcze.
- A więc gościmy u siebie syna sławnego Seisuna, który splugawił oba nasze narody dając temu życie...
- Panie ordynatorze!- do gabinetu wbiegł jeden z lekarzy, ukłonił się królowi i zwrócił do dyrektora- Ten chłopak ze 108...- mówił zdyszany po biegu. Wszyscy rozszerzali swe oczy myśląc, iż chłopak podjął próbę ucieczki. Wszyscy wybiegli za lekarzem i wpadli do sali 108. Tam jednak zamiast ogarniętego furia mieszańca zobaczyli, iż nadal on leży w swoim łóżku, zdziwiony nagłą wizyta tylu osób, był on jednak bez opatrunku na głowie.
- Pielęgniarka chciała zmienić mu opatrunek- mówił lekarz po części przerażony, po części zachwycony- Nie ma śladu po obrażeniu w tylnej części głowy.
- Słucham?- zdziwił się ordynator.
Seitaro dawno przestał ich słuchać, czy obserwować. Jego wzrok spoczął na czerwonowłosej księżniczce, która również przyglądała się chłopakowi, w jej spojrzeniu jednak nie tkwiło zdziwienie a raczej odraza i zarazem ciekawość.
W ciągu następnych 2 dni chłopak upuścił szpital. Dostał jakieś ubrania, białe buty i spodnie a na górze biały płaszcz z niebieskimi naszywkami symbolizujący rasę Virrin.
Odebrał go posłaniec, który miał za zadanie zaprowadzić go do króla, który pilnie chciał z nim rozmawiać.
- Tato proszę cię, to zły pomysł!- upierała się Lucy, siedząc z ojcem w komnacie przyjęć.
- Przestań!- skarcił ją- Musimy go mieć po swojej stronie a to jedyne wyjście...- rozmowę przerwało pukanie do drzwi, przez które po chwili wszedł posłaniec. Zaprosił biało-włosego do środka i wychodząc zamknął drzwi.
Nieco zmieszany chłopak patrzył po obu postaciach w pokoju.
- Seitaro!- zabrzmiał król wstając i rozprostowując ręce w powitalnym geście- Witaj w domu, chłopcze.
Chłopak z lekka rozszerzył powieki. 'Dom...' pomyślał. Król podszedł do niego i obejmując go ręką zaprowadził pod wielkie okno obejmujące niemal całą ścianę. Widok z tego okna obejmował całe miasto Flor.
- Wiem, że czujesz się trochę nieswojo- zaczął król- Lekarz mówił, iż twoje problemy z pamięcią mogą długo nie minąć- gdy to mówił dotarli już na gościnną kanapę przy której stała Lucy, usiadła dopiero wraz z nimi- Najważniejsze, że wróciłeś i teraz już wszystko będzie dobrze.
- Kim ja jestem?- pierwsze pytanie, które męczyło go odkąd się obudził w szpitalu.
- Nazywasz się Seitaro, mój chłopcze- mówił król ojcowskim tonem- Mówią na Ciebie też Satoru* . Opowiem ci całą historię, jednak najpierw proponuję udać się na ucztę powitalną, na cześć twojego powrotu.
- Mojego powrotu?- powtórzył wolno- Gdzie byłem?
- Wszystko w swoim czasie, drogi Satoru- uspokoił go król- Chodźmy najpierw zjeść.
Prowadzeni przez króla szli długim korytarzem w stronę ogromnych drzwi. Król Reih jest wysokim, masywnym mężczyzną z brązową brodą i dłuższymi, elegancko uczesanymi włosami.
Gdy weszli do środka wszyscy przy długim, nakrytym stole wstali i patrzyli na rodzinę królewską. Zajęli swoje miejsca i słuchali słów króla.
- Moi kochani- zaczął- Dziś świętujemy powrót dawno zaginionego członka rodziny królewskiej Virrinów! Niedługo po urodzeniu siłą odebrany rodzicom zaginął, jednak dziś wrócił do domu!- gdy wypowiadał te słowa Seitaro patrzył na niego szerokimi oczami. 'To prawda?'- Wypijmy dziś, za ten cud!
Uczta ciągnęła się w nieskończoność, wszyscy rozmawiali i obrzucali Seitaro dziwnymi spojrzeniami. Chłopak spróbował jednej potrawy, jednak od razu go cofnęło, więc nie ruszył już nic więcej nie chcąc zachować się nieodpowiednio.
- Powiedz nam Satoru- odezwał się jeden z obecnych- Co się z tobą działo przez te 20 lat?
- Ja...
- Drogi Hurimie, chłopak doznał urazu głowy i amnezji, nie oczekuj od niego informacji o jego dotychczasowym życiu- upomniał go król.
- No dobrze, słyszałem jednak, że został on odnaleziony na polu bitwy- mówił dalej ten sam- Oznacza to, że jest wojownikiem. Może uczyniłbyś nam ten zaszczyt i zademonstrował się w walce?
- Nie pamiętam abym był wojownikiem- odpowiedział chłopak, zarówno głos jak i spojrzenie miał z lekka chłodne.
- Świetny pomysł!- ku zdziwieniu chłopaka król ucieszył się na ten pomysł- Urządźmy mały sparing!
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł- próbował się wycofywać- Kto zresztą miałby zostać moim przeciwnikiem?
- Myślę, że rozsądnym byłoby postawić przed tobą Lucy- powiedział z uśmiechem gestykulując w stronę księżniczki. Chłopak patrzył na nią zmieszany lecz ona nie okazała żadnego uczucia prócz zażenowania.
- Nie będę walczył z kobietą- stwierdził.
- Jaki dżentelmen- prychnęła na tyle cicho, że chyba nikt jej nie usłyszał.

Ostatecznie zdecydowano się dokonać sparingu, mimo braku chęci obu sparingujących.
Po uczcie udano się do komnaty treningowej gdzie Seitaro zdjął swój płaszcz zostając w białych spodniach i czarnej bluzce z długim rękawem.
Był przystojnym chłopakiem o bardzo atrakcyjnej budowie ciała. Aksamitne białe włosy i szare oczy dopasowujące się do śniadej karnacji dodawały mu urody.
Księżniczka wybrała swoją broń w postaci drewnianego kija. Seitaro stał chwilę przed wyposażeniem zastanawiając się co wziąć. Nie wiedział czym walczył do tej pory i jaki był z niego wojownik. Ostatecznie zdecydował się na tę samą broń co czerwonow-włosa i obaj stanęli na środku dosyć dużej maty treningowej naprzeciwko siebie by na znak rozpocząć pojedynek.
- Walczycie do czasu uzyskania przez jednego z was 3 punktów, zdobędziecie je powalając przeciwnika, powodzenia!- król machnął ręką.
Lucy niczym torpeda natarła na Seitaro z szybkością jakiej się nie spodziewał. Koniec kija przeciął powietrze nad głową chłopaka, gdyż ten zdążył w porę się uchylić jednak dziewczyna w tym czasie już zdążyła wykonać obrót o 360 stopni i pchnęła go drugim końcem kija w brzuch powalając na plecy na ziemię. Chłopak załapał się za bolący brzuch i z wyrazem bólu na twarzy podniósł się z maty. 'Jest wobec mnie bezwzględna... Gdybym tylko wiedział jak tym walczyć' myślał.
Lucy zdobyła pierwszy punkt i po chwili dostali sygnał do ponownego rozpoczęcia walki.
Seitaro krótkim zamachem natarł na nią od prawej, ta jednak z ponownym obrotem zablokowała go i przystąpiła do ponownego ataku. Było to dziwne, gdyż Seitaro zauważył identyczność ruchów jak przy jej poprzednim ataku. Spodziewał się w którym miejscu nastąpi atak, nie wiedział jak ale wyczytał to z jej mowy ciała. Udało mu się płynnie uskoczyć w bok i wykonać swój atak, jednak już po chwili kij Lucy zawrócił i podciął mu nogi powalając na ziemię.
- 2 punkty dla Lucy- ogłosił król dumny ze swojej córki. Seitaro ponownie wstał.
- Nie obchodzi mnie, czy umiesz walczyć- powiedziała z pogarda w głosie- Zawsze daję z siebie wszystko. Seitaro patrzył jej w oczy, były pomarańczowe i przypominały żarzący się żar.
'Skup się' myślał obserwując ruchy jej ciała. Wykonała szybkie uderzenie od jego lewej. Nie mając czasu na unik odruchowo zasłonił się swoim lewym ramieniem. Kij połamał się na nim lecz siła z jaką uderzyła sprawiła, że pękł materiał obnażając bordowe przedramię. Lucy zawahała się widząc je, co wykorzystał Seitaro podcinając jej nogi, zdobywając tym samym punkt. Spojrzał na swoje ramie, nadal nie poznał odpowiedzi dlaczego nie jest normalne, jednak poczuł to dziwne uczucie podczas uderzenia. Nie ból, ale jakby zasłonił się mięsistą tarczą. Mięśnie tej ręki były niezwykle twarde jak i skóra. Lucy wstając ponownie powaliła go na ziemie zdobywając trzeci punkt.
- Przegrałeś- powiedział stojąc nad nim, rzuciła pogardliwym spojrzeniem na jego ramię i odwróciła się w stronę zadowolonego nią ojca i zebranych- Jeśli pozwolisz ojcze, udam się do swojej komnaty. Po uzyskaniu zgody wyszła z sali. Seitaro wstał czując na sobie ich spojrzenia, choć król uśmiechał się serdecznie. Westchnął, wciąż mając przed oczami nienawistne spojrzenie Lucy.

Seitaro był w swojej komnacie, siedząc na skraju swojego łóżka. Podwinął rękaw zmienionej już bluzki i obserwował swoje ramie, myśląc czym tak naprawdę jest. Przyglądał się innym ludziom, lekarzom w szpitalu, ludziom na ulicy i mieszkańcom pałacu króla, nikt nie miał podobnych rąk.
Usłyszał otwieranie drzwi, wyszedł z łazienki i zobaczył szukającego go króla. Stanął w ciszy czekając na jakąś wypowiedź gościa.
- Witaj chłopcze- mówił- domyślam się jak musi być ci ciężko w związku z brakiem wspomnień- Seitaro spochmurniał- Przejdźmy się, opowiem ci wszystko- wskazał na wyjście.
Biało-włosy był pełen pytań, które nie miały odpowiedzi, król Reih zdawał się być jedyną osobą, która zna na nie odpowiedzi. Nie wiedząc jeszcze, jakim błędem jest zaufanie mu, poszedł z nim zamykając za sobą drzwi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz